środa, 27 maja 2009

Pseudo Wenecja

Powoli zaczynałyśmy wymiękać. Spałyśmy mało, ciągle zwiedzanie, balety, wrażeń moc. Wesoło i kolorowo :) Ale ile tak można? Chłopcy wymyślili, że tym razem spędzimy dzień leniuchując. I zabrali nas w najbardziej romantyczne miejsce, jakie do tej pory widziałam. Do Puerto de Mogan.

Nazywane jest to ponoć małą Wenecją. Ciężko powiedzieć mi czy tak jest, widziałam ją tylko na zdjęciach, ale co przywodzi na myśl to miasteczko to na pewno okwiecone mostki przez rzeczkę. Oraz śliczne białe kamieniczki, pomiędzy którymi, jak w altankach, kwitną wielokolorowe kwiatki. Chodziłyśmy pomiędzy nimi jak zaczarowane. Na koniec wychodzi się przy maleńkim porcie jachtowym. No i właśnie - to połączenie: śliczne domki i te jachty delikatnie kołyszące się na błękitnej wodzie, cisza i spokój. Po prostu: Idealne miejsce, Idealna chwila. Jestem zakochana w tym miasteczku :)

Spędziliśmy tam calusieńki dzień. Opalaliśmy się, kąpaliśmy w morzu, wleźliśmy nawet na punkt widokowy (Mirador de Mogan), żeby popatrzeć na Puerto z góry. Ja nie chciałam schodzić. Widok zabójczy!